Są miejsca na świecie, o których wszyscy wiedzą. Oczywiście nie wszędzie i nie każdy ma okazję tam pojechać, ale jak mówią, ziemia jest pełna plotek. Do takich znanych miejsc należą np. Luwr, Koloseum, Ermitaż, Moulin Rouge czy… Dzielnica Czerwonych Latarni. Porozmawiamy o ostatnim.
W szkole, na lekcjach historii czy w Moskiewskim Teatrze Artystycznym, w przeciwieństwie do Luwru, o tym nie rozmawiają, ale mimo to niewielu dorosłych potajemnie nie chciałoby zerknąć na tę atrakcję przynajmniej z jedno oko. Gdzie znajduje się ulica Red Light Street? W stolicy Holandii - Amsterdamie, w centrum jej starej części. W rzeczywistości nie jest to tylko jedna ulica, ale cały obszar o powierzchni 6500 metrów kwadratowych. kilometrów. Dlaczego to miejsce jest tak interesujące dla wszystkich turystów i mieszkańców miasta? Chodzi o to, że spacerując tymi ulicami można w pełni cieszyć się nie tylko kontemplacją zachwycającej średniowiecznej architektury, ale także czerpać satysfakcję cielesną,skorzystanie z usług jednej z wielu „ćm”, które żartobliwie demonstrują swoje wdzięki w tzw. gablotach – w oknach oświetlonych czerwonymi lampkami.
Dlaczego dzielnica czerwonych latarni? Dlaczego nie zielony, żółty czy niebieski? Czerwony stał się symbolem prostytucji już w XIV wieku. Wtedy Amsterdam był małą wioską portową, po której zawsze spacerowało wielu kupców i żeglarzy. Pracowały dla nich tawerny i domy hazardu, a panie o łatwych cnotach za opłatą były gotowe pieścić podróżnych, którzy podczas długiej podróży utracili nawyk porozumiewania się z kobietami. W tamtych odległych czasach nie można było marzyć o elektryczności, dlatego ulice były ciemne. Chodzące firmy lub spieszące do domu matrony oświetlały sobie drogę świecami. I tak się zdarzało, że podchmieleni marynarze czasem mylili pobożne mieszczki z dziewczynami oferującymi miłość do pieniędzy. Dlatego władze zmuszały prostytutki do używania czerwonych lampionów, aby mężczyźni wiedzieli, do kogo mogą się zwrócić, a czyjego honoru pilnie strzegą ojcowie, bracia czy mężowie. Od tego czasu kolor czerwony przypisywany jest „nocnym motylom”, a władze Holandii dały im cały blok za ciężką pracę. Nawiasem mówiąc, prostytucja jest tu nadal legalna, a dziewczęta płacą podatki państwu.
Czym jest dziś dzielnica czerwonych latarni w Holandii? Ma dużo jednopokojowych lokali wynajmowanych dziewczynom łatwych cnót. Spacerując po tym blokuo każdej porze dnia w oświetlonych oknach można zobaczyć tych „pracowników frontu seksualnego”. Siadają na wysokich stołkach barowych, flirtują z przechodniami, uśmiechają się, mrugają lub piją kawę i czytają czasopisma. Klienci mogą wybrać „produkt” na każdy gust: namiętni Azjaci, wyrafinowani Europejczycy, gorący Afrykanie, szczupli i grubi, bardzo młodzi i całkiem dojrzali. Różny jest również koszt ich usług. Jeśli dziewczyna pociągnęła za zasłonę, to jest zajęta i nie ma sensu pukać do jej drzwi. Warto zauważyć, że w Dzielnicy pracują nie tylko dziewczyny, ale także mężczyźni i transwestyci.
Oprócz dziewczyny na noc lub godzinę, miłośnicy zmysłowej rozrywki mogą również znaleźć sex shopy, peep show, teatry porno, Muzeum Hashish i Muzeum Erotyki w Dzielnicy Czerwonych Latarni.